Zawód pisarz. Spotkanie z Markiem Krajewskim
Dominika Prais
O tym, ile Krajewskiego w Eberhardzie Mocku, o trudzie pisania i najnowszej powieści z Markiem Krajewskim rozmawiał Michał Nogaś.
Kiedy w 1991 roku w Ossolineum zatrudniano Marka Krajewskiego powiedziano mu, że jego praca zajmie nie więcej niż 5 godzin dziennie. – Jak to? Przecież dostałem cały etat. Co mam robić przez pozostałe 3 godziny? – zapytał wtedy zdziwiony. – Jak dla mnie to możesz nawet kryminały pisać – odparł przełożony, nieopatrznie przewidując przyszłą karierę absolwenta filologii klasycznej z Wrocławia.
W 1992 roku zabiłem po raz pierwszy
To właśnie w Ossolineum, w 1992 r., zrodził się pomysł pierwszej książki Krajewskiego, Śmierć w Breslau. To tam powstała postać Eberharda Mocka. – Stworzyłem tego bohatera przypominając sobie rozmaite role odgrywane przez znakomitego, polskiego aktora, Janusza Gajosa. Wydawały mi się one uosobieniem człowieka pękniętego, z jednej strony brutalnego, z drugiej lirycznego. Chciałem kogoś takiego wykreować, dlatego opisałem Mocka w ten sposób. Jest to krępy mężczyzna, średniego wzrostu, o czarnych, gęstych, falujących włosach i aparycji Gajosa – opowiada Krajewski. – Z kolei charakter Mocka tworzy zlepek różnych bohaterów literackich i filmowych, szczególnie detektywów występujących we francuskich filmach kryminalnych lat 70., takich jak Samuraj czy W kręgu zła. Nie ukrywam, że Eberhard ma również moje własne cechy – przyznaje Krajewski. Łączy ich pedantyzm, zamiłowanie do literatury klasycznej i nawyk cytowania w zdenerwowaniu fragmentów dzieł po łacinie.
Ebi wróć
Eberhard Mock po wydaniu Śmierci w Breslau pojawi się w jeszcze pięciu kolejnych powieściach, których akcja toczy się w przedwojennym Wrocławiu. W Głowie Minotaura wystąpi obok niego Edward Popielski, który w następnych kryminałach przejmie samodzielne śledztwa. – Moje książki układają się w pewne trylogie. Kiedy zamykałem wrocławski cykl powojenny z Popielskim w roli głównej, stanąłem przed problemem, co wybrać. Wiele moich czytelniczek pisało do mnie maile, których temat można by streścić w dwóch wyrazach: Ebi wróć! Ja nie byłem jednak pewien, czy ponownie sięgnę po postać Mocka. Planowałem powieść, ale wciąż nie widziałem głównego bohatera.
Inspiracją, czy jak nazywa to Krajewski, palcem Bożym i niesamowitym zbiegiem okoliczności okazało się pewne znalezisko. – W marcu tego roku zadzwonił do mnie prezes Hali Stulecia z informacją, że znaleziono dziwny dokument, być może listę osób uprawionych do wejścia na otwarcie obiektu. Widniało na niej nazwisko kończące się na „ock”. Pierwsza litera była nieczytelna – opowiada Krajewski. – Czyżby żył kiedyś we Wrocławiu człowiek o nazwisku Mock? Nie wiadomo, ale czyż można było tego nie wykorzystać? – pyta retorycznie.
Dzięki temu impulsowi powstała książka, która będzie miała swoją premierę 14 września. - Jej akcja toczy się w 1913 r. Eberhard Mock prowadzi śledztwo w sprawie tajemniczego morderstwa, którego dokonano w Hali Stulecia. Detektyw działa pod presją czasu, wkrótce ma zostać otwarta Hala, do tego czasu zagadka zabójstwa musi zostać rozwiązana – opowiada Krajewski.
Nie czytam kryminałów
To jego szesnasta powieść. W planach na najbliższe 10 lat, kolejnych 10 książek. – To jest trudne, znaleźć czas, pomysł, żeby napisać jeden kryminał rocznie? – zastanawia się Michał Nogaś. – Najtrudniejsze jest wpaść na pomysł, odpowiedzieć sobie, kto, kogo i dlaczego zabił. Wymyślanie fabuły trwa długo, ze trzy tygodnie, miesiąc. To bardzo męcząca praca– przyznaje Krajewski. – Usilnie staram się przy tym, by nie powtarzać własnych motywów, choć i tak mi się to nie udaje. Co więcej, próbuję nie naśladować moich kolegów i koleżanek po piórze. Jakie jest na to remedium? Nie czytam kryminałów - podsumowuje.