20.08.2016

JEDEN Z NAS

Jeden z nas – spotkanie z Åsne Seierstad

Dominika Stańkowska

Pierwszą reakcją po zamachu 22 lipca 2011 roku w Norwegii był szok. – Bo u nas złe rzeczy się nie dzieją – opowiadała na spotkaniu reporterka Åsne Seierstad. Tego dnia Anders Breivik podłożył bombę pod budynkiem rządowym w Oslo, w wyniku eksplozji zginęło 8 osób, oraz zastrzelił 69 osób na wyspie Utoya.

Na początku spotkania Paweł Goźliński, redaktor naczelny magazynu literackiego „Książki. Magazyn do czytania”, zapytał wybitną pisarkę literatury faktu, czy po tych zamachach Norwegia się zmieniła. – Ciężko odpowiedzieć na to pytanie – stwierdziła. – Oczywiście w Norwegach jest rana. Pozostają pytania: czy się zagoi czy pozostanie blizna? Czy wda się zakażenie czy rana pozostanie otwarta?

Kilka dni po zamachu podczas jednej z mszy w norweskim kościele pastor powiedział, że Norwegia potrzebuje teraz więcej jedności, zrozumienia i tolerancji. – Zamach w Norwegii był inny niż zamachy we Francji i Belgii, ponieważ zamachowcem był jeden z nas. Wiele osób myślało, że Breivik nie reprezentuje nas. Za nim jednakże nie stała żadna organizacja. On był jednym z nas. Musieliśmy spojrzeć na siebie i zastanowić się, co to mówi o nas.

Opowieść o Norwegii

W Jeden z nas. Opowieść o Norwegii reporterka szczegółowo portretuje winnego zamachów, Andersa Breivika. Opisuje jego rodziców, dzieciństwo i okres dorastania. Streszcza przygotowania do zamachu oraz dni poprzedzające tragiczne wydarzenia. Opowiada o zamordowanych nastolatkach i ich ostatnich chwilach przed śmiercią.

Zapytana o powody tak wysokiego poziomu szczegółowości, odpowiedziała: – Bo tak było. Rodzice widzieli ciała zmarłych dzieci i czytali autopsję. Wiedzieli dokładnie, jak ich dzieci zostały zamordowane, jaki był powód śmierci, czy była ona szybka czy powolna. Mieli koszmary, albo i nadal mają, myśląc o ostatnich chwilach swoich dzieci. Chcieli to z siebie wyrzucić.

Taka narracja pozwoliła reporterce pokazać zbrodnię, okrucieństwo i brak współczucia zamachowca. – Miałam tego nie opisywać, bo ktoś pomyśli, że to za dużo, zbyt blisko, zbyt intymnie? Czytelnik może to odrzucić z powodu okropności. To było okropne, ale nie można złagodzić tego, co się tam wydarzyło.

Åsne Seierstad przyznała, że ma w sobie dużo złości. – Poznałam dokładnie historie zamordowanych dzieci. Stali się dla mnie ważni – opowiadała. Kiedy pisała o nich, miała takie myśli jak: „On powinien to przeczytać. Nie znał ich. A pozbawił ich życia”. – Wiedziałam, że nikt nie przeczyta książki wściekłego autora, dlatego musiałam stonować język. To Ty, czytelniku, masz być wściekły – zwróciła się do widowni.

Język książki o tragicznych wydarzeniach musi być prosty i dosłowny. Autorka nigdy nie nazwała Breivika „potworem” czy nie powiedziała o nim „okrutny”. – Opisałam to, co on zrobił. I to od czytelnika zależy, co o nim pomyśli.

Według reporterki Breivik był terrorystą politycznym, ale nie był chory psychicznie. – On dokładnie wiedział, co robi. Mógł zawrócić a tego nie zrobił – stwierdziła. Seierstad próbowała porozmawiać z zamachowcem. Napisała do niego list. W odpowiedzi napisał do niej: „Droga Åsne. Bardzo ciebie podziwiam za pracę reporterską. Jesteś piękną kobietą. Napiszmy książkę razem”. Pisarka oczywiście odmówiła. – W kolejnym liście jego ton się zmienił – opowiadała. – Napisał: nie chcę mieć z Tobą nic wspólnego. Nie wiem, czy książka zyskałaby coś na rozmowie z nim. Wszystko zostało już powiedziane w sądzie. Być może odpowiedziałby mi na pytanie, dlaczego naprawdę to zrobił?

Tytuł reportażu miał kończyć się znakiem zapytania, ale Seierstad nie lubi znaków zapytania. Jeden z nas odnosi się do postaci zamachowca, ale także do jego ofiar, którzy, jak zaakcentowała Norweżka, byli jednymi z nas.

Powiązane wydarzenia

20/08/2015 17:00

VARIA: ÅSNE SEIERSTAD