Pamięć, a nie pomniki – spotkanie z Emilem Maratem i Michałem Wójcikiem
Aleksandra Chmielewska
Piękna pogoda nieszczególnie sprzyjała frekwencji na spotkaniu z Emilem Maratem i Michałem Wójcikiem. Ale ci, którzy zdecydowali się spotkać z autorami trylogii poświęconej żołnierzom Armii Krajowej, bardzo dobrze orientowali się w treści ich książek. A to miało korzystny wpływ na temperaturę dyskusji, która niekiedy znacznie przewyższała temperaturę za oknem.
Prowadząca, Iza Michalewicz, rozpoczęła spotkanie konwencjonalnie, pytając autorów o to, w jaki sposób zaczęła się ich praca nad trylogią. Od cyklu reportaży przygotowywanych dla Radia Zet pod koniec lat 90-tych, temat szybko przeszedł na osobę Stanisława Likiernika – bohatera pierwszej książki, którego Michał Wójcik określił jako „jednostronny monolog, który nakręca się wspomnieniami”.
- Dlaczego zaczęliście spisywać rozmowy z nim dopiero w latach dwutysięcznych? – dopytywała się prowadząca.
- Nasz bohater musiał dojrzeć. Kiedy zaczęliśmy prowadzić z nim rozmowy, miał osiemdziesiąt parę lat. A my uwieczniamy w książkach tylko bohaterów po dziewięćdziesiątce – odpowiedzieli humorystycznie autorzy.
W rzeczywistości, jak wyjaśnił po chwili Emil Marat, Likiernik czekał na śmierć przyjaciół, bo nie chciał swoimi słowami sprawić im przykrości. Trzeba powiedzieć, że „Stach” jako jeden z nielicznych powstańców wyemigrował z Polski, gdzie wciąż podsycane są martyrologiczne dyskusje.
- Bohaterów wszystkich trzech naszych książek łączy to, że są antyheroiczni – zaznaczył Emil Marat.
Znakomity dowód tego antyheroizmu – wypowiedź bohatera ostatniej części trylogii, Aleksandra Tarnawskiego, ostatniego Cichociemnego – przytoczył Michał Wójcik:
- Panowie, wyjdzie z tego nudna książka, bo ja mam to wszystko w głębokim poważaniu: całą tę historię, całą tę wojnę i tych całych Cichociemnych.
Stosunek Tarnawskiego do heroizmu wojennego dobrze obrazuje też historia „o nodze”. Kiedy 17 stycznia 1945 roku do zniszczonej Warszawy wkroczyli żołnierze Armii Wojska Polskiego, wkroczył i Tarnawski. Szedł samotnie boczną drogą, kiedy dostrzegł wystającą z lodu nagą stopę trupa. Jednym z najważniejszych elementów Warszawskiej Syrenki jest jej heroicznie wyciągnięta dłoń ściskająca miecz. Ta chuda, martwa noga wydała się Tarnawskiemu idealnym symbolem powstania warszawskiego.
Zapytani o to, czy jakieś opowieści wojenne wydały im się szczególnie szokujące, autorzy odpowiedzieli zgodnie, że bardziej niż same zdarzenia szokował ich sposób narracji.
– Choć oczywiście nie brakło informacji, które w szczególny sposób nas poruszyły, jak na przykład ta że Lucjan Wiśniewski, egzekutor wojenny, swój pierwszy wyrok wykonał mając zaledwie 16 lat.
W części poświęconej pytaniom od publiczności głos zabrał syn Krzysztofa Sobieszczańskiego – powstańca, którego sylwetka była jednym z prototypów słynnego „Kolumba” z powieści Romana Bratnego.
- „Kolumbowie” to nie jest książka historyczna! – podkreślał wielokrotnie.
W swej długiej, emocjonalnej przemowie, zwrócił uwagę na przywłaszczanie przez bohaterów wojennych cudzych historii powołując się na przykład Stanisława Likiernika, który miał rzekomo podpisywać się pod zdarzeniami z życia jego ojca.
- Tego jednak już nigdy nie zdołamy ustalić – skonkludował Emil Marat.
Były jednak również wypowiedzi mniej naładowane emocjonalnie. Padło pytanie o odbiór tego rodzaju literatury współcześnie, w dobie wciąż silnej tendencji do gloryfikacji powstania. Michał Wójcik przyznał, że głosów krytyki nie brakuje.
- Instytucją, która nas stalkuje, jest chociażby Reduta Obrony Dobrego Imienia Polski i Polaków. Doszukują się w naszych książkach nieścisłości, starają się dowieść, że na przykład żołnierz wyszedł z lewej strony, a nie z prawej.
Zapytano również o stosunek autorów trylogii do Muzeum Historii II Wojny Światowej, które ma zostać wybudowane w Gdańsku.
- Pomniki mają to do siebie, że są widoczne tylko przez chwilę, w momencie odsłonięcia – zabrał tym razem głos Emil Marat. – Potem wtapiają się w krajobraz i pamiętają o nich już tylko gołębie. Ale jeśli to muzeum ma być pamięcią, a nie pomnikiem, a tak oceniam na przykład Muzeum Powstania Warszawskiego, to uważam ten pomysł za dobry.
„Pamięć” – to być może najważniejsze słowo w tej rozmowie. A z pewnością kluczowe w działalności Michała Wójcika i Emila Marata. Autorzy jasno dali do zrozumienia, jak istotna jest dla nich żywa, ludzka pamięć stojąca w opozycji wobec mitów i legend. W tym kontekście przywołana została myśl historyka, Jacquesa le Goffa: „Historia to pamięć podporządkowana strukturom współczesności”.
- Zabrzmiało to trochę, jak wyraz kapitulacji – skomentował Marat. – Słowa le Goffa można przecież rozumieć w ten sposób, że historia nie może być obiektywna. Ale nas w tej myśli interesuje najbardziej słowo „pamięć”. Historia to pamięć. A pamięć to ludzie.
20/08/2015 15:00