Bez owijania w bawełnę – spotkanie z Rafałem Kosikiem
Aleksandra Chmielewska
„Masz prawo zachować milczenie – wszystko, co powiesz, może zostać wykorzystane w książce” – takie słowa widniały na koszulce Rafała Kosika podczas jego spotkania autorskiego w Sopotece. Napis ten bynajmniej nie zniechęcił miłośników jego książek do udziału w rozmowie. Przeciwnie – nastoletni czytelnicy, z początku nieśmiali, pod koniec prześcigali się w zasypywaniu uwielbianego autora różnymi pytaniami.
Zaczęło się od nieoczekiwanego wyznania. Rafał Kosik zapytany przez prowadzącego, Miłosza Konarskiego, o to, jakie są obowiązki pisarza oprócz pisania książek, odpowiedział z przekornym uśmiechem, że musi przychodzić na spotkania z czytelnikami. Na szczęście, obowiązek okazał się także przyjemnością i autor kultowego cyklu „Felix, Net i Nika”, szybko zaskarbił sobie sympatię publiczności, która raz po raz wybuchała śmiechem, słuchając jego zabawnych, często zupełnie nieoczekiwanych odpowiedzi. Przykład?
- Czy myślałeś o tym, żeby wysłać Feliksa na orbitę?
- Oczywiście, że tak.
- Więc dlaczego tego nie zrobiłeś?
- Nie pozwala mi na to moja żona.
Katarzyna Kosik – żona Rafała Kosika i zarazem jego współpracowniczka w rodzinnym wydawnictwie Powergraph – zasiadła podczas spotkania na widowni, skąd uzupełniała czasami wypowiedzi męża. W swoich opowieściach pisarz przedstawił ją jako anioła stróża czuwającego nad jego książkami… czasami aż do przesady. – Kasia uparła się, żeby każde nieistniejące w rzeczywistości miejsce opisane w książce, oznaczyć przypisem – wyznał pisarz. – Niestety, nie był to najlepszy pomysł, bo efekt był taki, że już na piątej stronie powieści połowę tekstu stanowiły przypisy.
Przy okazji opowieści o rodzinnej współpracy pojawił się również wątek Jasia, syna pisarza, który w czasach, gdy Kosik zaczynał pracę nad cyklem „Felix, Net i Nika” miał siedem lat. To właśnie z myślą o nim powstawały pierwsze książki. Do przedostatniej powieści – o czym przypomniał Miłosz Konarski – Jaś stworzył samodzielnie okładkę. - Ile on ma już lat? – zapytał prowadzący. - Dziewiętnaście. Jest zdolny… ale leniwy – skwitował z właściwym sobie przekąsem pisarz.
Podczas rozmowy poruszonych zostało jeszcze wiele innych tematów. Rafał Kosik opowiadał o tym, jak ważna jest dla niego dobra znajomość miasta, w którym osadza akcję i swoich bohaterów – nie muzeów i zabytków, ale ulic, środków transportu, zwykłej, miejskiej rzeczywistości. Mówił o wynalazkach, które przewidział w swoich książkach i o tych, których zastosowanie przewidział tylko do pewnego stopnia. Opowiadał o niebezpieczeństwie związanym z wprowadzaniem do powieści przypadkowo zasłyszanych wątków, a nawet słów. I oczywiście – na co młodzież liczyła najbardziej – zdradził co nieco na temat swoich literackich planów na przyszłość, ujawniając między innymi, że być może trójka przyjaciół z cyklu „Felix, Net i Nika” zakończy wreszcie etap gimnazjum, by trafić do liceum.
Z tych wypowiedzi wyłonił się człowiek skromny, bezpretensjonalny, podchodzący z dużym dystansem do siebie i do swojej twórczości. Swego rodzaju kwintesencją urzekającego stylu bycia Rafała Kosika była jego odpowiedź na pytanie, czy czuje się już pisarzem rozpoznawalnym. - Swego czasu kupowałem kawę w Starbucksie – odrzekł autor po chwili namysłu. – Panuje tam taki zwyczaj, że kiedy zamawiasz kawę, pytają cię o imię, żeby móc cię później zawołać. Pewnego razu sprzedawczyni nie zapytała, tylko po prostu je wpisała. Wtedy poczułem się rozpoznawalny.
18/08/2015 13:00