Ciężar wspólnoty
Filip Fierek
Kibucu nie da się opowiedzieć. Słowa i obrazy zakleszczają się w szczelinie rozwartej między świetlaną ideą a światem, który nie sprostał wygórowanym oczekiwaniom. Klincz, w jaki stale popada dyskurs o kibucu (a kondycję tę dzieli z wypowiedziami o każdej już-wypróbowanej utopii), jest zasadą organizującą film dokumentalny Rana Tala Dzieci słońca i autobiograficzną opowieść Jael Neeman Byliśmy przyszłością. Czwartkowe spotkanie z twórcami w Państwowej Galerii Sztuki w Sopocie pozostawiło uczestników z dojmującym przeczuciem nadmiaru, którego nie da wyrazić się w żadnym z dostępnych języków.
Na obraz Rana Tala składają się zapisy wideo wykonane w Izraelu od lat 30. do lat 70. XX wieku, którym towarzyszy prowadzona z offu narracja o życiu w kibucowych wspólnotach. Kompozycja filmu Tala przypomina wspaniały dokument Po-lin. Okruchy pamięci Jolanty Dylewskiej, ale tutaj opowieść rozbita jest na kilkanaście głosów, które co prawda uzupełniają się, ale też wzajemnie osłabiają, popadając w nieuchronne antynomie.
U Jael Neeman tych kilkanaście głosów za sprawą gramatycznego wyboru autorki cudownie przemienia się w kilkaset tysięcy. Wszystkie je obsługuje bowiem zaimek „my”, będący skądinąd – na co po premierze książki słusznie wskazywali krytycy – świadectwem niejednoznacznego usytuowania jednostki względem silnej kibucowej wspólnoty. Książka Neeman, nie wyrzekając się własnego idiomu, staje się tym samym zbiorową biografią pokolenia, które urodziło się w kibucu, a później spędziło w nim czas dzieciństwa.
Tal i Neeman pokazują, że ruch kibucowy ufundowany jest na idei silnej wspólnotowości. Kibuc od swoich członków wymaga zrzeczenia się indywidualnych potrzeb na rzecz powszechnej równości i znosi własność prywatną, zastępując ją komuną dóbr; oczekuje, że wszyscy będą pracowali dla wspólnej przyszłości, ale obiecuje przy tym, że praca ta nie doprowadzi do alienacji jednostki. By to osiągnąć, wprowadza dyscyplinę, która w końcu zwraca się przeciwko samej idei dobrowolnej wspólnoty. W filmie Tala najcelniej definiują ją plansze z wypisami z kibucowych regulaminów, które co rusz pojawiają się pomiędzy kolejnymi materiałami wizualnymi. Regulaminy te określają zakres wolności jednostki, która stopniowo roztapia się w magmie wspólnoty. Bicie w dzwon sygnalizujące czas zbiórki, wymóg czystości seksualnej, dzieci w równych strojach w równym szpalerze – to wszystko mimowolnie przypomina społeczeństwo dyscyplinarne z Nadzorować i karać Michela Foucault. Bo koncepcja silnej wspólnoty wyposażonej w instrumenty dyscypliny jest nieodrodnym dzieckiem nowoczesności, której marzenie o wychowaniu Nowego Człowieka na gruzach niesprawiedliwego świata miażdżącej krytyce poddała formacja XX-wiecznych filozofów ostrzegających przez totalistycznymi roszczeniami rozumu i niebezpieczeństwami utopijnego myślenia.
W swoich późnych tekstach Leszek Kołakowski twierdził, że utopia jest niezbędnym narzędziem politycznej zmiany i jako taka pozostaje trwałym składnikiem ludzkiej myśli, ale – raz zadekretowana i wprowadzona w życie – wyrodnieje w formy instytucjonalnej kontroli, które krępują wolność jednostki. „Nasi rodzice i my – wyznaje Neeman w Byliśmy przyszłością i zdaje się tym samym potwierdzać intuicję polskiego filozofa –z całych sił próbowaliśmy żyć w systemie, na tym właśnie polegał eksperyment. Jednak systemu nie sposób było zadowolić. Drżeliśmy przed nim, wiedząc, że nigdy nie uda się nam spełnić jego wymagań. Służyliśmy mu dniem i nocą [...]". Przynajmniej w tym jednym aspekcie los kibucowej utopii nie różnił więc się od historii wielkich narracji emancypacyjnych.
Złudzeń co do jej powodzenia nie pozostawia zresztą sam tytuł książki Neeman. Przywołując czas przyszły jako polityczny projekt, a to, co minęło, jako owoc pracy pamięci, celowo opuszcza ,,tu i teraz", które jest i pozostanie podstawowym wymiarem ludzkiej egzystencji. To właśnie dzięki przemyślanemu tytułowi widać wyraźnie, że imaginowana w kibucu przyszłość zaciągnęła dług w teraźniejszości, którego nie da się spłacić, bo tej drugiej nigdy nie da się przywrócić.
Film Tala i książka Neeman pozostają świadectwem głębokiej nostalgii próbującym przywołać wyidealizowany czas przeszłości. W ich dziełach chodzi jednak nie tylko o tęsknotę za dzieciństwem w wymiarze indywidualnym, ale także o tęsknotę za dzieciństwem myśli politycznej w wymiarze zbiorowym. Tym dzieciństwem jest utopia: żywa w wyobraźni, ale raz po raz umierająca w rzeczywistości. Jeden z bohaterów dokumentu Tala wspomina czas swojej młodości, kiedy to wszystkie dzieci ważyły się razem, a potem mówiły: „Nasza wspólna waga to 630 kg". Jakie to piękne i jakie smutne zarazem – chciałoby się powiedzieć. To właśnie ten paradoks stanowi ów naddatek, który określa wartość emocjonalnego filmu Tala, równie poruszającej książki Neeman i wczorajszego spotkaniu z obojgiem i jest jednocześnie najcenniejszym wnioskiem płynącym z przemyślenia na nowo kibucowej utopii.
18/08/2015 19:00